Joga w Mysore. Jeszcze raz od nowa.


Widoki z okna pociągu działały kojąco. Delikatne światło rozpoczynającego się dnia, palmy i ruda ziemia. Obserwując krajobrazy, zastanawiałam się co mnie czeka w Mysore. Prosto ze stacji kolejowej pojechałam rykszą do shali. Na miejscu poznałam mojego nauczyciela jogi. 

Pierwszy raz zobaczyłam planszę z układem asan, który miałam praktykować. Większość asan znałam. Nie miałam zielonego pojęcia co się za tym kryje.
Mysore wydawał się być miastem bardziej przyjaznym od Bangalore. Było spokojniej, bardziej czysto i zielono. Wynajęłam całkiem pokój położony niedaleko shali. Bardzo mi się spodobał. Miał taras z widokiem na palmy.
Następnego dnia zaczynałam jogę. Trochę się denerwowałam.
Wczesnym rankiem ze snu wybudził mnie głos muezzina nawołującego do modlitwy. Miałam wrażenie, że gość jest w moim pokoju.
Później udałam się na pierwszą praktykę jogi. Było nas troje: nauczyciel, dziewczyna, która zaczęła dwa dni wcześniej i ja. Rozpoczęliśmy od Om i modlitwy, następnie przeszliśmy do powitań słońca i praktyki właściwej.
Nie minęło pół godziny praktyki a ja czułam, że nie mam już sił, pot zalewał całe moje ciało i brakowało mi tchu. Nie było zmiłuj się. W pewnym momencie doszłam do etapu, na którym było mi wszystko jedno i jakimś cudem dotrwałam do końca serii. Leżąc w savasanie w mojej głowie pojawiało wciąż się pytanie: co to było, do diabła?
Przede mną była jeszcze pranayama.
W praktyce pranayamy najtrudniejsza okazała się sztuka siedzenia.
Po kilku minutach siedzenia w bezruchu drętwiały nogi, trudno było utrzymać wyprostowany kręgosłup.
Żeby kontrolować oddech, trzeba było najpierw opanować ciało.
Uświadomiłam sobie, że zaczynam wszystko od początku. Luz. Nie pierwszy raz. Nie ma się czym przejmować.
Po wyjściu z shali z poznaną koleżanką udałyśmy się na w pełni zasłużone śniadanie (nigdy wcześniej nie zasłużyłam na śniadanie bardziej niż wtedy).
Sanepid nawet nie wchodziłby do budy, w której jadłyśmy, od razu by ją zamknął. My powinnyśmy nie żyć. Jedzenie było przepyszne.
Po powrocie do pokoju wzięłam prysznic (jak zwykle z wiadra) i położyłam się aby odpocząć. Kiedy się obudziłam ledwo się ruszałam, bolało mnie absolutnie wszystko.
Zastanawiałam się, jak przetrwam do końca tygodnia.